Też któregoś z tych mroźnych dni między 6 a 8 stycznia u mnie Renówka zrobiła na razie najdłuższy przebieg dzienny, coś koło 900km. Rano odpalając było -18. Na trasie miejscami termometr pokazywał nawet kilka stopni mniej, ruszałem nad ranem.
Podchodzę do auta rano, myślę: "Francja" i wzdycham głęboko. Pilot - działa. Wsiadam do środka, odpalam - działa. Żadnej choinki, żadnych błędów. Pakuję rzeczy do bagażnika - z klapą też wszystko ok. Komplet pasażerów na pokładzie. Zaczynam cofać, elektryczny ręczny bez problemu się zwolnił. Skrzynia zmienia biegi tak jak zawsze. Przejechałem ze dwa kilometry i już wieje ciepłym.
Jedyny problem jaki miałem to tankując LPG na pierwszej stacji zaraz koło domu. Dystrybutor (taki automatyczny na Orlenie) zamarzł i według swojej logiki zaczął pompować chociaż jeszcze nie było szczelnego połączenia, więc bonusowo w ten mroźny poranek oblałem sobie ręce LPG, tak dla ochłody
No i podczas szybkiej podróży autostradą przy tej temperaturze ogrzewanie niestety nie zapewniało komfortu jak przy kominku
I teraz tak sobie pomyślę, że moje poprzednie samochody lubiły mi robić na złość przy byle większym mrozie. W jednym zawsze wyleciał jakiś wężyk, a to ładowanie, a to coś się zacinało, drzwi, okna, lusterka, cholera wie co, a to jakieś błędy z czapy itd. W moim poprzednim Volvo (które kilka dni temu oddałem prawie że za paczkę fajek) w czasie tych mrozów zepsuło się... ogrzewanie. Coś przymarzło przy klapkach sterujących klimatronikiem i puszczały tylko zimne powietrze. Zaczęło działać jak zrobiło się cieplej. A szczerze rozważałem odbycie tej wycieczki Volvo, bo w Renówce miałem półoś do roboty, wibrowała konkretnie. No i moje Volvo zawsze miało mega wydajne ogrzewanie, ale bym się zdziwił.
A Vel Satis, czyli coś co miało wg krewnych i znajomych po prostu nie pojechać (bo wiecie, "ta elektronika") zwyczajnie odpalił, pojechał i wrócił. Szczerze trochę się zaskoczyłem, że gadaczka nie zaczęła do mnie o niczym paplać po drodze.
Tak więc ja na razie nie narzekam